czwartek, 12 stycznia 2012

Dlaczego nigdy nie chciałam być instruktorką tańca?

Właśnie ostatnio coraz częściej do mnie dociera, że w zasadzie to nigdy nie miałam takiego pragnienia, aby być instruktorką tańca… choć tańczę dłużej niż robię cokolwiek innego w swoim życiu…
Z Nowym Rokiem przyszło oświecenie – nigdy nie chciałam być instruktorką tańca, bo wtedy, kiedy ja rozwijałam swoje taneczne umiejętności, to kojarzyło się to jednoznacznie:  instruktorką tańca potrafi tylko kręcić pupą, a główka pusta… najczęściej ślicznie „zrobiona”, ale dwóch sensownych zdań, nawet o tym tańcu, sklecić nie potrafi. I chyba dlatego nigdy jedną z nich nie chciałam być. Walczyć z wiatrakami też nie chciałam… coś się jednak zmieniło… ja czy stereotypy?

Kiedy zaczynałam tańczyć, były dostępne dwie główne opcje: taniec towarzyski lub ludowy. O mojej wymarzonej szkole baletowej mogłam tylko pomarzyć, za daleko miałam do jakiegokolwiek ośrodka. No więc zaczął się towarzyski. I były: kiecki, stroje, makijaże, sztuczne rzęsy, tipsy, opalizujące kamienie, wszystko kosztujące naprawdę fortunę, zwłaszcza prawie dwadzieścia lat temu, kiedy w Polsce jeszcze niewiele było i wszystko trzeba było sprowadzać z Zachodu – nawet materiały i buty taneczne…  Nie wspomniałam jeszcze o treningach… godziny i grube tysiące (obecne) w tych godzinach… tak więc o utrzymaniu się na studiach i jednoczesnym kontynuowaniu kariery tanecznej mowy nie było (no, a na pewno w moim przypadku). A ja chciałam na studia, do Krakowa… o tym marzyłam od podstawówki. Wierzcie mi albo nie, ale już w podstawówce podczytywałam  „Psychopatologię” – co prawda tylko opisy przypadków (nic więcej i tak bym nie zrozumiała), ale jednak w nomenklaturze już się zaczynałam orientować;) – fascynujące to było –  przypadek kobiety z potrójną osobowością, które się precyzyjnie między sobą wymieniały czasem okupowania ciała i świadomości kobiety, do dziś pamiętam.

Wizerunek pustej dziewczynki kręcącej pupcią nigdy mnie nie mamił. Choć i owszem, byli tacy moi nauczyciele, którzy kończyli studia i zostawali profesjonalnymi trenerami i tancerzami międzynarodowej klasy S, ale to właśnie oni mówili, że jest to baaaardzo trudne i że trzeba wybierać.

Zresztą los kilkakrotnie próbował mi w tej ówczesnej karierze przeszkodzić;) I mimo mojej wytrwałości jakoś mu się to jednak udało…  (i uważam, że był to jeden z najlepszych kamieni milowych w moim życiu, ale o tym może innym razem).

Potem był taniec współczesny i teatr tańca. I choć przygoda piękna, to też mnie nie zatrzymał na dłużej (tylko 5 latJ)…  nadal nie chciałam być instruktorką tańca. Nigdy się nawet nie rwałam do prowadzenia jakichkolwiek zajęć tanecznych… aż przyszła pora na salsę… i coś się zmieniło (nie, że od razu chciałam być instruktorką;). Długo tańczyłam po prostu bawiąc się tym; jeżdżąc na festiwale i poznając ludzi z całej Europy…  (większość moich obecnych znajomych to salseros). Aż w pewnym momencie zaczęłam chcieć się uczyć więcej i więcej, i zobaczyłam, że innym też mogę coś przekazać. Jednym z pierwszych takich momentów było zajęcie drugiego miejsca na Primavera Salsa Open w 2009 roku wraz z Azucar Roja (Natalia Malinga i Małgorzata Perzyńska) i podobno przegrałyśmy minimalnie;). Czas tworzenia tej choreografii był dla mnie niezwykły… pamiętam bardzo wyraźnie prawie każde spotkanieJ Natomiast pierwsze salsowe zajęcia zorganizowała mi koleżanka dla grupki chętnych po wakacjach z salsą w Odessie w 2008 roku i tak się to wszystko zaczęło… 
A co ze stereotypem puściutkiej instruktorki? Hmmm… nawet jeśli ktoś miałby tak o mnie pomyśleć, to już mi to nie przeszkadza… zresztą sami oceńcie –czy nadal pokutuje?


p.s. Nasza primaverowa Mentirosa – mam do niej szczególny sentyment:

4 komentarze:

  1. Jak tylko zaczęłam czytać ten post i było o "pustej panience kręcącej pupką" to się zdziwiłam samym tym sformułowaniem. Kto tak odbiera instruktorki? Nie wiem skąd Ci się to wzięło, może z tego że sama takie spotkałaś? Albo że inni Ci tak o nich mówili? Dziś, kiedy ja zaczynam tańczyć, nie widzę takiego zjawiska ani nie spotkałam się z samym stereotypem. Jak do tej pory wszystkie instruktorki z jakimi miałam styczność to mądre wykształcone osoby, które potrafią i to wspaniale opowiadać o tańcu. Ale ja spotkałam tylko instruktorki salsy. Może to zatem również kwestia tego, kto co wykłada ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, dzięki za komentarz. Co do Twoich pytań, to opisałam w poście "skąd mi się to wzięło", więc nie musisz zgadywać i zastanawiać się nad przyczynami. Nie użyłam też bezpośrednio dokładnie takiego sformułowania, jakie cytujesz.
    Tak jak pisałam, dwadzieścia kilka lat temu nie było w Polsce salsy ani wielu innych technik tanecznych, a uprawianie tańca sportowego bardzo znacząco różni się od rekreacyjnej formy, jaką jest salsa, i ma więcej ze sportu niż tańca imprezowego, także myślę, że różnic w środowiskach jest wiele. A poza tym na przestrzeni 20 lat wiele się może zmienić w społeczeństwie i stereotypach, tym samym więc odpowiedziałaś na moje pytanie - czy ten stereotyp nadal funkcjonuje? Rozumiem, że Ty się nie spotkałaś. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu, dzięki wielkie za ten temat :)
    pisz więcej, bo teorii od mądrych instruktorek tańca nigdy za wiele!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń