Reggaeton zmienił moje życie. Nie mogę powiedzieć, że od
niego zaczęłam naprawdę tańczyć, bo byłoby to nadużycie. Że zaczęłam się
naprawdę ruszać? Też nie. Tańczyłam zawsze, dużo i chętnie. Bez tańca
usychałam. Więdłam jak zaniedbana roślinka. W tańcu się aktywizuję. Kiedyś nawet sama zaczęłam się z siebie
śmiać, że ja to tylko się tak bawię i bawię, i w sumie mogłabym zacząć robić
coś pożytecznego… i od razu pojawiła się myśl – to JEST niesamowicie
pożyteczne! Jest piękne, daje radość, pobudza organizm, wyzwala energię, przynosi tyle korzyści! Ale miało być o zmianach...
Reggaeton zmienił moje życie, bo wyciągnął mnie na imprezy.
A w zasadzie zrobiła to Karolina (Karola – dzięki!). To ona wyciągała mnie na reggaetonowe imprezy. Gdyby nie to i moja mała asertywność (ileż razy można
dziewczynie odmawiać???), pewnie bym się na te imprezy nie wybierała… a tam mi
się podobało… fajna muzyka, jakaś taka inna. Nigdy nie przepadałam za muzyką
dyskotekową, klubową, nigdy się do tego nie bawiłam (zresztą do teraz nie
przepadam i raczej unikam). Ale reggaeton sprawiał, że chciało mi się tańczyć
całą noc. Nazywałam to „dicho latino” ale mi się podobało. Po kilku lekcjach reggaetonu na kongresach postawiłam sobie za cel: kręcić pupą. Ładnie. Ładnie i
szybko. Szybko przede wszystkim. No i siedziałam w domu i kręciłam pupą do
każdej powierzchni, w której się odbijała. A że lustro miałam w przedpokoju
bardzo wąskim, to najczęściej było to małe lustro w tylnej ścianie barku w
meblu (były takie popularne w latach 60-70), albo do lakierowanej, polerowanych
drzwi szafy lub… o zgrozo… do okna po zapadnięciu zmroku. Okno oczywiście było
nie zasłonięte i o zgrozo… na parterze. Przechodnie musieli więc mieć ubaw.
Cóż. Mam nadzieję, że się im podobało;)
I kręciłam tak, aż zaczęłam widzieć jakieś rezultaty… (po
kilku miesiącach bardzo z siebie zadowolona, że szybkie kółka potrafię kręcić, poszłam
ponownie na lekcję do Yanet Fuentes, która tak szybko kręci biodrami … i
musiałam zmienić zdanie – nie umiałam wcale kręcić szybko biodrami.. ;)
Salsa to zabawa społeczna. Reggaeton zmienia podejście do
ciała, uczy ruchów, które w naszej kulturze są określane jako „wulgarne"… Czasami
wydaje się, że najprościej określić go jako „seks w ubraniach” - coś w tym jest…
ale to jest piękne. Uwielbiam to napięcie między partnerami, taniec blisko,
bardzo blisko, ale bez pokładania się na sobie, taniec a nie obmacywanki… bo reggaeton się podziwia… podziwia się
umiejętności tancerzy, ciała, ruchy… ach…
Tak, zdarza mi się
wylądować w tańcu na podłodze w dość dwuznacznej pozycji… zdarza mi się znaleźć głową w dół wiszącą na
partnerze;) ale to już jest ostre perreo. Też lubię. W dobrym towarzystwie
wszystko smakuje;) A sam reaggaeton? Mało kroków, dużo ruchu. To wybuch
zmysłowości i erotyzmu w tańcu. To mieszanka umiejętności i olewackiego luzu w
ciele… Lubię. Zdecydowanie lubię.
Czy lubię reggaeton bardziej niż rumbę? Nie wiem. Lubię
inaczej. Choć w sumie istnieje pewne podobieństwo. Możnaby rzec, że reggaeton to
taka współczesna rumba – w sumie chodzi w nich o to samo, tylko używają innych
środków wyrazu… ;)
Rumba con reggaeton? Już jestJ
I nie ja to wymyśliłam…